Cześć!
Jakiś czas temu, a mianowicie 18-24 września wraz z kilkoma koleżankami postanowiłyśmy odwiedzić polskie morze. Bałtyk przywitał nas wspaniałą pogodą. Wrzesień dał nam za to puste plaże i ścieżki, ale zabrał także dużą część lokalnej gastronomii.
Pakując się na taki wyjazd, nie wiedziałam co mi się może przydać, więc wzięłam wszystko! W końcu jechałam swoim samochodem, także nikt mi nie powie, że wzięłam za dużo! Planując trasę, spodziewałam się wpadek, więc w aucie były maty higieniczne, kanapa przykryta pokrowcem i kocami. Co się okazało? Jedna przerwa na rozprostowanie kości, zero wpadek i spokojna trasa. Ten pies nadal mnie zaskakuje. W domku pierwsze co, to od razu poszła spać. Wtulona odsypiała całą trasę.
W ten sam dzień, ale po złapaniu oddechu, zjedzeniu obiadku w barze, który w poniedziałek miał już wywieszoną kartkę „zapraszamy w czerwcu 2021”, a serwował takie dobre pierogi ruskie! Tak, pierwsze co jem nad morzem, to pierogi ruskie. Przecież to logiczne. Może były tak dobre, bo w sumie nic nie jadłam od czasu jak wstałam z łóżka nad ranem, a była jakoś 17, wiem że to niezdrowe. Tak wyszło. Poszliśmy na krótką wizytę na plażę. Musiałam nagrać dla potomnych (a właściwie to dla Sylwka w domu) reakcję Luny na morze. Oto i ona, wiadomo, że nagrywanie i pilnowanie psa to sport wyczynowy (Link do filmu):
Kolejny dzień przebiegł spokojnie. Długi spacer z Dziwnowa do Dziwnówka i z powrotem. W tym czasie dojechała do nas trzecia znajoma ze swoim pięciomiesięcznym szczeniakiem. Byłam bardzo ciekawa tego spotkania, gdyż planuję coś niedobrego. Luna okazała się lepszą ciotką niż myślałam, że będzie. Do ideału bardzo, ale to bardzo daleko. Wiem jednak nad czym muszę popracować i znalazłam kilka rozwiązań do wprowadzenia.
W niedzielę zaplanowany mieliśmy jeden z wirtualnych Dogtrekkingów: Zabierz PIESia, zapisaliśmy się na spacer o długości 5 km, ale jak zawsze wyszło nam dużo więcej! Zrobiłyśmy prawie 12 km. Połowa plażą, połowa chodnikiem. Ponownie pokonałyśmy trasę Dziwnów -> Dziwnówek -> Dziwnów, tym razem w komplecie! Trasa przebiegła nam na spokojnie. Psy bez problemu dreptały obok siebie, były zgrzyty gdy Misia zaczepiała do zabawy WIELCE DOROSŁĄ Lunę! W końcu ona dorosła suka z maluchami się bawić nie będzie! Tak bardzo, że aż mnie to śmieszyło.
No i to był też pierwszy nie za dobry dzień dla Luny. Dzień wcześniej dostała biegunki. Postanowiłam ją ubrać w kubrak, w końcu wychodziłyśmy dość wcześnie, wiało strasznie. Widziałam po niej, że była to rozsądna decyzja i szłyśmy plażą, ale nie tak blisko linii wody jak wcześniej. Niestety, ale zafascynowana jej reakcjami na fale, niechcący pozwoliłam jej opić się morską wodą… cudownie, prawda? Nie ma to jak biegunka na urlopie. Po chwili jednak rozebrałam psa ze zbroi i siebie z kurki i bluzy. Z czasem wiatr się uspokoił, słoneczko przygrzało, a podane Lunie tabletki (po konsultacji z weterynarzem!) zadziałały i wróciły jej wszystkie siły!
Dzień kolejny. Wizyta w Szczecinie! Wyjątkowo krótka. Liczyłam, że spędzimy fajnie dzień, jednak Szczecin jest miejscem, które wydało mi się wyjątkowo brudne! I tak rozsypane, że na zwiedzanie następnym razem wpadnę bez psów. Nie zapomniałyśmy jednak o pasztecikach i dodatkowo odwiedziłyśmy hodowlę psów rasy Parson Russell Terrier MYSIA ZAGŁADA, gdzie legalnie wytarzałyśmy się w szczeniaczkach! Oczywiście nie był to główny powód naszej wizyty, ale o tym innym razem.
W ten też chciałam znaleźć, gdzieś po drodze przychodnię weterynaryjną. Znalazłam jedną, ale Pani, która obsługiwała mnie (w dużym skrócie) nie chciała otwierać pudełka, żeby sprzedać mi elektrolity dla odwodnionego psa… To miasto nie było mi wtedy pisane!
Ostatni wspólny dzień spędziłyśmy na plaży, odpoczywając też w ogródku obok domku, spacerując po lesie i plaży. Później Misia z właścicielką się pakowały i wyjechały. W tym momencie mój CUDOWNIE DOROSŁY PIES, KTÓRY JUŻ SIĘ NIE BAWI… złapał za swojego rekina i zaczął szamotać. Dorosłość.
To był też nasz ostatni pełny dzień, gdyż następnego ranka miałyśmy wsiadać do samochodu i wracać do domu. Tyle tylko, że ostatniego poranka udało mi się upolować wschód słońca. Pozwoliłam Lunie na chwilę zabawy z falami – tym razem uważając na to, żeby ich nie łapała do pyska. Tak też pożegnaliśmy Bałtyk
Podróż do domu przebiegła podobnie z jedną przerwą, ale inną trasą i poszło nam dużo szybciej.
Moja koleżanka w Dziwnówku prowadzi pensjonat 🙂 Piękne i urokliwe jest to miejsce 😉